Maxi
Po zakończonym występie wraz z Naty wyszliśmy na spacer. Skierowaliśmy się do parku. Szliśmy w ciszy. Nie potrzeba było nam słów rozumieliśmy się doskonale. Zauważyłem, że moją dziewczynę coś dręczy. Zatrzymałem się.
- Naty co jest?
- Nic.
- Przecież widzę, a mi możesz powiedzieć.
- No dobrze. Boję się, że ktoś mi Cię odbierze, tak jak w tamtym roku Ludmiła.
- Naty posłuchaj "Gdy się uśmiechasz bledną przy tobie promienie słońca a kiedy Cię nie ma ogarnia mnie tęsknota paraliżująca"(Herbik-Ty jesteś jak) - uśmiechnęła się. - Nikt Ci mnie nie odbierze. - dodałem. Zaczęliśmy się do siebie zbliżać. Prawie się pocałowaliśmy, ale nagle zaczął dzwonić mój telefon. Nie mają kiedy?! Dzwonił Fede. Odebrałem.
Maxi: Halo?
Fede: Maxi gdzie jesteś?
Maxi: W parku z Naty, a co?
Fede: Marotti kazał wam przekazać, że za dwa dni wracamy.
Maxi: Okej. - odpowiedziałem i rozłączyłem się. Podszedłem do mojej dziewczyny.
- Kto to? - zapytała
- Fede. Za dwa dni wracamy.
- Aha.
- Więc na czym skończyliśmy? - zapytałem.
- Na tym. - powiedziała i mnie pocałowała. Uśmiechnąłem się.
Narrator
Wysoki chłopak ubrany w szary garnitur wszedł do Studia. Miał ulizane żelem włosy. Wziął formularz do wypełnienia. Po jego wypełnieniu skierował się do sali Beto. Tam stał Pablo. Chłopak podał formularz dla dyrektora. Do sali wszedł wysoki mężczyzna. Zdjął okulary i wziął formularz do ręki. Podarł go na kilka małych kawałeczków i powiedział.
- Mój syn nie będzie tu uczęszczał. - powiedział. Pablo dziwnie spojrzał to na chłopaka to na mężczyznę. Clement, bo tak nazywał się chłopak wyszedł za swoim ojcem.
- Co ty robisz tato? - zapytał chłopak
- Nie będziesz uczył się muzyki. Może to być twoje hobby, ale nie będzie karierą. Masz przejąć sieć moich hoteli.
- Ale nie rozumiesz, że nie chcę przejąć tych twoich głupich hoteli?!
- Nie interesuje mnie twoje zdanie. - powiedział i wyszedł, a za nim poszedł Clement. Chłopak nienawidzi swojego ojca, który go nie rozumie. Chciałby aby jego matka wciąż była na tym świecie.
następny dzień
Violetta
Wstałam dziś bardzo szczęśliwa. Mam dziś urodziny mam nadzieję, że moi przyjaciele coś mi przygotują. Wzięłam prysznic, przebrałam się i zbiegłam nad basen. Tam wszyscy siedzieli sobie spokojnie.
- Dzień dobry. - powiedziałam i rozejrzałam się po basenie. León wstał i podszedł do mnie.
- Wszystkiego najlepszego kochanie. - powiedział i zaczął śpiewać, a reszta wystukiwała rytm.
- Dziękuje. - odpowiedziałam. Byłam troszkę zawiedziona, że nie było żadnej niespodzianki. Po piosence cała reszta zaczęła składać mi życzenia. Po tym León gdzieś znikł. Rozmawiał z jakąś dziewczyną przez telefon. Zabrałam Fran i zaczęłyśmy go śledzić. León kupił kwiatki i wsiadł do taksówki. Wsiadłyśmy do drugiej.
- Proszę jechać za tą taksówką. - powiedziałam. Taksówkarz zaczął jechać za taksówką Leóna. Dojechaliśmy do dziwnego miejsca. León wyszedł z taksówki i zaczął rozmawiać z jakąś dziewczyną. Nie wytrzymałam i podeszłam do nich.
- Cześć. - powiedziałam z sarkazmem.
- Vilu? - zapytał zdziwiony León.
- Co to za dziewczyna? - zapytałam patrząc na dziewczynę.
- To jest........jest. - nie mógł się wysłowić.
- No kto?
- Chodź ze mną. - powiedział. Delikatnie zasłonił mi oczy swoimi dłońmi i zaczął prowadzić w nieznaną mi stronę. Po chwili zatrzymaliśmy się. Chłopak odkrył mi oczy. Przede mną stał duży koszyk, a nad nim duży nadmuchany balon. Był czerwony, biały i żółty.
- To dla mnie? - zapytałam.
- Tak. - odpowiedział i pomógł mi wejść do koszyka. Zaczęliśmy lecieć w górę. - Wszystkiego najlepszego. - powiedział. Wyjął gitarę i zaczął grać nieznaną mi melodie. Piosenka mi się spodobała. Była mała jeszcze nosiła fajny tytuł taki pasujący do naszego lotu balonem "Miłość w powietrzu". Zakochałam się w tej piosence.
- Proszę jechać za tą taksówką. - powiedziałam. Taksówkarz zaczął jechać za taksówką Leóna. Dojechaliśmy do dziwnego miejsca. León wyszedł z taksówki i zaczął rozmawiać z jakąś dziewczyną. Nie wytrzymałam i podeszłam do nich.
- Cześć. - powiedziałam z sarkazmem.
- Vilu? - zapytał zdziwiony León.
- Co to za dziewczyna? - zapytałam patrząc na dziewczynę.
- To jest........jest. - nie mógł się wysłowić.
- No kto?
- Chodź ze mną. - powiedział. Delikatnie zasłonił mi oczy swoimi dłońmi i zaczął prowadzić w nieznaną mi stronę. Po chwili zatrzymaliśmy się. Chłopak odkrył mi oczy. Przede mną stał duży koszyk, a nad nim duży nadmuchany balon. Był czerwony, biały i żółty.
- To dla mnie? - zapytałam.
- Tak. - odpowiedział i pomógł mi wejść do koszyka. Zaczęliśmy lecieć w górę. - Wszystkiego najlepszego. - powiedział. Wyjął gitarę i zaczął grać nieznaną mi melodie. Piosenka mi się spodobała. Była mała jeszcze nosiła fajny tytuł taki pasujący do naszego lotu balonem "Miłość w powietrzu". Zakochałam się w tej piosence.
Fran
- Czy León i Violetta nie powinni lecieć bliżej nas? - zapytałam organizatorkę. Podeszła bliżej.
- O nie. - powiedziała.
- Co? - zapytałam
- Lecą w stronę morza. - powiedziała.
- Co?! - krzyknęłam.
Ale krótki, jeszcze do tego nudny i beznadziejny. Przepraszam następny będzie dłuższy, obiecuję z ręką na sercu.
Fajny rozdział. Wcale nie jest nudny i beznadziejny. Jestem bardzo ciekawa co się stanie z Vilu i Leonem.
OdpowiedzUsuńNo i oczywiście Naxi. Ach ten Fede, nie ma kiedy dzwonić. :-P
bomba <3
OdpowiedzUsuńczekam na next :*
Cudo...
OdpowiedzUsuńCo się stanie z Leonettą? ,Mimo iż nie lubię tej pary to mnie to ciekawi to znaczy ,że nie jest nudny...
Wcale nie jest krótki i beznadziejny!
OdpowiedzUsuńNie liczy się ilośc, tylko jakośc! ;*
A to było boskie!
Czekam na nexta :D
FajnyLecę dalej <3333
OdpowiedzUsuńhttp://amigosnosiempresonsoloamigos-naxi.blogspot.com/