Francesca
Autokar zatrzymał się za mną i organizatorką. Odwróciłyśmy się w jego stronę. Z autokaru wyszli przyjaciele.- Co jest? - zapytał Maxi podchodząc z resztą do nas.
- No więc......... - zaczęłam - Nasze Leónetta zboczyła z kursu i lecą nad morze.
- Co? - krzyknęli wszyscy.
- Dobra to więc zróbmy tak. - zaczął Marco. - Ja, Fran i Diego pójdziemy ich szukać, a reszta pojedzie przygotować niespodziankę.
- To bardzo dobry pomysł. - powiedział Diego. Mam wrażenie, że się w nim zakochałam. Nie Fran wybij to sobie z głowy, ty kochasz Marco, jednak ostatnio ze sobą za dużo nie rozmawiamy. Cały czas chodzi z głową w chmurach. Nasi przyjaciele wsiedli do autokaru i pojechali. Poszliśmy w głąb lasu. Po pewnym czasie rozdzieliliśmy się. Ja poszłam z Diego, a Marco sam.
Diego
Wraz z Francescą weszliśmy w jakieś krzaki. Tak szczerze to nie wiem gdzie idziemy. Fran coś strasznie wolno szła. Wpadłem na świetny pomysł. Rzuciłem kamieniem gdy nie patrzyła.
- - krzyknąłem.
- Co? Gdzie? Powyrywa nam nogi! - krzyknęła i szybko przebiegła przez krzaki. Wybuchłem niekontrolowanym śmiechem. Odwróciła się do mnie zła.
- Z czego się śmiejesz? - zapytała.
- Aligatory mieszkają w wodzie, a jak już to wykopują nory pod ziemią blisko wody. - dalej się śmiałem. Fran podeszła do mnie i walnęła mnie w ramię.
- Auł!!! - złapałem się za bolące miejsce.
- Chodź. - pociągnęła mnie za koszulkę. Szliśmy dosyć długo, aż doszliśmy do jakiegoś dziwnego miejsca. Żeby przejść na drugą stronę musieliśmy iść po dosyć stromej górce. Fran wyjęła telefon i próbowała znaleźć zasięg. Trzymałem ją mocno za rękę, by nie spadła.
- Mam zasięg!!! - krzyknęła niestety telefon jej wypadł z ręki i wpadł do jeziora.
Marco
Może i nie udało mi się znaleźć Leóna i Violetty, ale udało mi się dojść do miejsca w którym była zrobiona niespodzianka. Podszedłem do Broduey'a.
- Diego i Fran jeszcze nie ma? - zapytałem. Pokręcił głową na nie. Po jakimś czasie dla Leonetty udało się wylądować. Wyszli z koszyka. Viola bardzo ucieszyła się gdy zobaczyła prezenty. Każdy po kolei dawał jej prezenty.
- A gdzie Fran i Diego? - zapytała patrząc na mnie.
- Nie wiem. Rozdzieliliśmy się. - wytłumaczyłem się. Po chwili z krzaków wyszła Fran, a za nią Diego, który upadł na trawę.
- Spóźniliśmy się? - zapytała Fran. Rozejrzała się po polance. - Chyba tak.
- Dajcie wody! - usłyszeliśmy krzyk mojego brata. Wziąłem butelkę wody i podałem mu ją.
- Co się stało? - zapytał León.
- Musiałem nieść Francescę. - powiedział i wziął bardzo dużego łyka wody. - Ile ty ważysz kobieto? - zapytał moją dziewczynę.
- Tylko 56 kg. - odpowiedziała
- Że ile?! - krzyknął i zemdlał. Podbiegliśmy do niego i oblaliśmy wodą. Szybko wstał na równe nogi. Po dwudziestu minutach już wszyscy śpiewaliśmy Hoy Somos Mas.
następny dzień
Naty
Zaczęłam się pakować. Dziś wracamy do Buenos Aires. Po spakowanych ubraniach zeszłam na dół. Stał tam już Maxi.
- Hej. - przywitałam się z nim. Odwrócił się w moja stronę i uśmiechnął.
- Hej. - odpowiedział. - Jak się spało? - zapytał.
- Nie najgorzej, ale i tak wole swoje łóżko.
- Ja też. - zaśmiał się. Podszedł do mnie i pocałował.
- A to z jakiej okazji? - zapytałam patrząc na niego.
- Za to, że jesteś. - odpowiedział. Przytuliłam się do niego.
- Kocham Cię. - powiedziałam
- Ja Ciebie też kocham. - odpowiedział. Nagle obok nas pojawił się Andres.
- To jak gotowi wrócić do Buenos Aires? - zapytał.
- Ja tak. Stęskniłem się za Studiem i BA. - powiedział mój chłopak.
- BA? A co to? - zapytał się Andres. Maxi zrobił face palm.
- BA to skrót od Buenos Aires. - powiedziałam
- Aaaa. - odpowiedział. Dołączyła się do nas Cami.
- Hej, hej, hej. - powiedziała jak zwykle rozpromieniona Cami. Podszedł do nas León.
- Siemaneczko. - przybił żółwika z Maxim.
- Siemka, siemka. - odpowiedział mój chłopak. Potem byliśmy już wszyscy na dole, czekaliśmy tylko na Marottiego. Postanowiliśmy zaśpiewać En Gira. Było świetnie. Po tym pojechaliśmy na lotnisko. Wsiedliśmy do samolotu. Miałam miejsce między Leónem, a Maxim. Położyłam głowę na jego ramieniu. León wyglądał przez okno.
- Ej patrzcie tam leci gołąb! - krzyknął jak małe dziecko. Przybliżyłam się do okna.
- León.
- Tak?
- To samolot tylko, że jest dalej od nas i wygląda jak gołąb. - powiedziałam. Pstryknęłam go w czoło.
- Ała! A to za co?
- Że jesteś taki głupi. - zaczęliśmy się śmiać z Maxim. León założył ręce na klatkę piersiową.
- Foch forever. - powiedział.
- Ale to taki foch forever czy na pięć minut? - zapytał mój chłopak.
- Forever! - krzyknął.
- Ołkej. - powiedzieliśmy razem.
5 minut później
- Ha wygrałem już czwarty raz! - uśmiechnął się León. No ten foch forever trwał tylko 5 minut. No, ale miał rację wygrał już czwarty raz. Nieźle gra w pokera. Oczywiście nie graliśmy na kasę tylko na żelki. Zgarną ode mnie wszystkie czerwone, a od Maxiego żółte.
- Hej. - przywitałam się z nim. Odwrócił się w moja stronę i uśmiechnął.
- Hej. - odpowiedział. - Jak się spało? - zapytał.
- Nie najgorzej, ale i tak wole swoje łóżko.
- Ja też. - zaśmiał się. Podszedł do mnie i pocałował.
- A to z jakiej okazji? - zapytałam patrząc na niego.
- Za to, że jesteś. - odpowiedział. Przytuliłam się do niego.
- Kocham Cię. - powiedziałam
- Ja Ciebie też kocham. - odpowiedział. Nagle obok nas pojawił się Andres.
- To jak gotowi wrócić do Buenos Aires? - zapytał.
- Ja tak. Stęskniłem się za Studiem i BA. - powiedział mój chłopak.
- BA? A co to? - zapytał się Andres. Maxi zrobił face palm.
- BA to skrót od Buenos Aires. - powiedziałam
- Aaaa. - odpowiedział. Dołączyła się do nas Cami.
- Hej, hej, hej. - powiedziała jak zwykle rozpromieniona Cami. Podszedł do nas León.
- Siemaneczko. - przybił żółwika z Maxim.
- Siemka, siemka. - odpowiedział mój chłopak. Potem byliśmy już wszyscy na dole, czekaliśmy tylko na Marottiego. Postanowiliśmy zaśpiewać En Gira. Było świetnie. Po tym pojechaliśmy na lotnisko. Wsiedliśmy do samolotu. Miałam miejsce między Leónem, a Maxim. Położyłam głowę na jego ramieniu. León wyglądał przez okno.
- Ej patrzcie tam leci gołąb! - krzyknął jak małe dziecko. Przybliżyłam się do okna.
- León.
- Tak?
- To samolot tylko, że jest dalej od nas i wygląda jak gołąb. - powiedziałam. Pstryknęłam go w czoło.
- Ała! A to za co?
- Że jesteś taki głupi. - zaczęliśmy się śmiać z Maxim. León założył ręce na klatkę piersiową.
- Foch forever. - powiedział.
- Ale to taki foch forever czy na pięć minut? - zapytał mój chłopak.
- Forever! - krzyknął.
- Ołkej. - powiedzieliśmy razem.
5 minut później
- Ha wygrałem już czwarty raz! - uśmiechnął się León. No ten foch forever trwał tylko 5 minut. No, ale miał rację wygrał już czwarty raz. Nieźle gra w pokera. Oczywiście nie graliśmy na kasę tylko na żelki. Zgarną ode mnie wszystkie czerwone, a od Maxiego żółte.
Viola
Diego znów niechcący wylał na mnie swój sok pomarańczowy. Mówi, że woli pić z małych kartoników ze słomkami. I zawsze musi być niebieska, bo inaczej jej nie wypije. Na szczęście obok siedziała Fran.
- Nie wytrzymam z nim kolejnej godziny. - powiedziałam.
- My mamy przynajmniej jeszcze żelki, bo dla Maxiego i Naty, León zabrał wszystkie czerwone i żółte. - powiedziała pokazując na mojego chłopaka, który zebrał kolejną kupkę żelek. Zaśmiałam się. Zobaczyłam jak Diego otwiera kolejny kartonik z sokiem. Odpięłam swój pas i szybko usiadłam na kolana Fran. Jak zwykle sok się wylał, ale tym razem na mój fotel. Odetchnęłam z ulga. Położyłam ręcznik na siedzenie i zeszłam z kolan mojej przyjaciółki. Spojrzała na mnie.
- Sorry. - uśmiechnęłam się. Uśmiechnęła się, ale sztucznie.
Clement
Dobra trzeba spróbować jeszcze raz. Nałożyłem na swoją koszulkę bluzę. Zarzuciłem na ramię plecak, gdy nagle zobaczyłem mojego ochroniarza. Kurde! Stał do mnie tyłem. Gdy zaczął się odwracać wskoczyłem w krzaki. Na szczęście po chwili się zawrócił. Wyszedłem z krzaków i skierowałem się do Studia. Droga nie była długa więc po 4 minutach byłem przed nim. Wziąłem formularz od dyrektora. Przyjrzał mi się.
- Czy my się już nie widzieliśmy? - zapytał.
- Em........nie. Jestem Alexander. - powiedziałem. Zacząłem wypełniać formularz. Po tym oddałem go. Nagle zobaczyłem mojego ojca. Uciekłem.
Pablo
- Widział pan mojego syna? - zapytał jakiś mężczyzna.
- Nie.
- Nazywa się Clement, jest wysoki i ma brązowe włosy.
- Nie. Żadnego Clementa nie było. - odpowiedziałem i wróciłem do pokoju nauczycielskiego.
Podoba się? Pewnie znów krótki, ale starałam się. No pierwszy raz jest perspektywa Pablo i Clementa. Jest też Diecesca ♥♥♥ Chyba widzieliście ich pocałunek? Przed tym jest jeszcze notka ze zdjęciem. Liczę na komentarze.
Ach jak zawsze cudowny <3!
OdpowiedzUsuńNaxi , Diecesca czego chcieć więcej ?
U ciebie niczego
Ale w V3 Jednego
Beso Naxi ^^
Dbra co tu jeszcze Clement/Alexander zapisuje się do Studia mhm...
Lubie tego gościa , bo niszczy Leonette XD
Nie żebym była jakimś wrogiem Leonetty czy coś
Tylko
Nie kocham ich .....
Moją jedyną miłością jest Naxi <3!
No i teraz Diecesca...
Ale mniej :D
Dobra kończę ten durny komentarz .....
Czekam na next <3 !
Cudo
OdpowiedzUsuńOczywiście kochane Naxi...
Czekam na nexta..
Jejku super!!!
OdpowiedzUsuńMdlejący Diego... biedaczysko :(
Ogółem cudowny rozdział, no i oczywiście Naxi <3
Wysłałam ci wiadomość ze zdjęciami i opisem na tło. Nie wiem czy ją dostałaś.
Mam pytanie. Kiedy następny rozdział na blogu o Zevie???
Usuńsuper !
OdpowiedzUsuńextra <3333
czekam na next :)
Świetny
OdpowiedzUsuńLecę dalej <3333
http://amigosnosiempresonsoloamigos-naxi.blogspot.com/